Przejdź do głównej zawartości

Odezwa do przyszłych tłumaczy, bracia, więcej dystansu do siebie. Cykl mini-poradnika dla początkujących tłumaczy.


Praca tłumacza pisemnego może prowadzić do nerwicy, histerii i depresji. Dlatego, nie każdy człowiek, nawet najlepiej znający język, nadaje się do wykonywania tego zawodu. Z pierwszych dwóch zdań można wywnioskować, że tłumacz musi być osobą bardzo pewną siebie. Jest to prawda, ale tłumacza musi jednocześnie cechować ogromny krytycyzm wobec swojej pracy. Należy podkreślić, że krytycyzm, o którym mowa dotyczy wyników pracy, źródeł, z których tłumacz czerpie wiedzę, porad, które uzyskuje od kolegów po fachu, a nie samego siebie.
Rzeczony krytycyzm jest niezbędny do samodoskonalenia się i do poszukiwania nowych rozwiązań. Raz znalezione rozwiązanie niekoniecznie oznacza, że jest najlepsze. Nawet już po oddaniu pracy klientowi, warto po upływie kilku dni czy tygodni wrócić do tłumaczonego tekstu i przyjrzeć się mu jeszcze raz świeżym i krytycznym okiem. Może zdarzyć się tak, że do tekstu wniesie swoje uwagi korektor lub sam klient. Wówczas pierwszym odruchem nie może być zabarykadowanie się ze swoją opinią i podejściem, gdyż taki stosunek do uwag ludzi patrzących na naszą pracę z innej perspektywy, jest najzwyczajniej w świecie mało konstruktywny. Otwarcie się na opinie innych, nawet bolesne lub podawanych w sposób napastliwy może doprowadzić do sytuacji, że nasza wiedza ulegnie zwiększeniu, a jedyną ceną za tę wiedzę będzie konieczność zniesienia kilku uszczypliwych uwag. Pamiętam sytuację, gdy współpracując z drugim tłumaczem nad wspólnym tekstem, wniosłem kilka uwag do jego pracy, podając mu ‘na tacy’ nie tylko wątpliwości, ale gotowe rozwiązania wraz ze źródłami. Tłumacz nie przyjął do wiadomości żadnych uwag. Jedyną odpowiedź, jakiej się doczekałem brzmiała, że wszystko sprawdził w słowniku więc o błędach nie może być mowy. Taki sposób informowania o swoich racjach uniemożliwia konstruktywne podejście do swojej pracy. Co gorsza, powoduje także, że wiedza danej osoby nie będzie rozszerzała się. Tłumacz sam pozbywa się możliwości ewaluowania, odkrywania nowych możliwości. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że po kilku latach takiej pracy w wybranych kilku dziedzinach, praca takiej osoby nie będzie się zbytnio różnić od pracy osoby wykonującej zadanie przy taśmie produkcyjnej w fabryce. Stanie się nudna i mechaniczna. Zamiast permanentnego samorozwoju tłumacza czeka zmechanizowanie obowiązków a wszelkie odstępstwo od znanych już reguł będzie przyczyną nerwów i poczucia straconego czasu.  
Konsekwentnie, gorąco zachęcam wszystkich tłumaczy do konstruktywnego samokrytycyzmu. Zachęcam, w szczególności początkujących tłumaczy, do dzielenia się wynikami swojej pracy i poddawaniu ich ocenie innych osób. Idealnym narzędziem, które umożliwia nam uzyskanie opinii o wynikach pracy różnych osób są branżowe fora internetowe. Osobom, którym trudno oddzielić nieprzychylne opinie dotyczące wyniku pracy od swojej osoby już na wstępie odradzam wejście w trudny świat tłumaczeń pisemnych. W tym świecie dyplom, dziesiątki certyfikatów i szkoleń, a także wszystkie tytuły mają najmniejsze znaczenie.  Liczy się tylko i wyłącznie finalny wynik twojej pracy, który podlega ocenie klienta, który może ale nie musi mieć racji. Jak radzić sobie z klientami, którzy nie mają racji ale upierają się przy swoim zdaniu poświęcę co najmniej kilka tekstów na moim małym blogu. Pocieszający jest fakt, że wyjątkowo złośliwi klienci zdarzają się naprawdę rzadko. Z reguły, nasza wiedza i zaangażowanie prowadzi do oddania pracy, która jest co najmniej akceptowalna i pozwala poczuć satysfakcję.
Osoby otwarte i ciekawe tego co w pracy trudne, zabawne, denerwujące lub nietypowe zachęcam gorąco do zaglądania na strony tego bloga.

Komentarze

  1. Cieszę się, że postanowiłeś stworzyć blog, który może być pomocny dla tłumaczy, szczególnie takich jak ja - stawiających pierwsze kroki w tym zawodzie. Pierwsze zlecenia mam już za sobą i, rzeczywiście, tylko osoby z dystansem do siebie i motywacją do dalszej pracy mogą przetrwać to skruptulatne wytykanie naszych błędów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy i prawdziwy wpis. Nie stawiam w tym zawodzie pierwszych kroków, ale moja praca była dotąd raczej "z doskoku". Od jakiegoś czasu próbuję zawiązać współpracę z BT, jednak bez skutku. Ostatnio miałam ciekawą przygodę: wykonywałam próbkę tłumaczenia EN-PL. Po skończonej pracy dałam tekst do przeczytania mężowi, który zwrócił mi uwagę na kilka (bardzo z resztą oczywistych) błędów. Powiedziałam mu, że jest głupi i się nie zna :) Wysłałam tekst i co się okazało?: że wytknięto mi dokładnie te same błędy, na które zwrócił mi uwagę mój nieznający się na tłumaczeniu mąż ;-) Codziennie uczę się pokory...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

  Tłumacz a prompty* W sieci często pada pytanie - czy do tłumaczeń lepszy jest Chat GPT czy może jakieś inne rozwiązanie? Zazwyczaj bardzo szybko znajduje się osoba która do tłumaczeń poleca koniecznie DeepL. Czy jednak z całą pewnością możemy powiedzieć, że to ostatnie jest najlepszym narzędziem tłumaczeniowym pod względem poprawności językowej? Jasne ma swoje zalety. Możemy go zintegrować z oprogramowaniem (np. TRADOS). Bezproblemowo możemy wklejać całe dokumenty do tłumaczenia. Jest jeszcze kilka innych plusów. Natomiast co do jakości tłumaczeń można mieć bardzo często dość spore zastrzeżenia… Wynika to z tego, że sposób komunikacji z DeepL jest zamknięty. Co mam na myśli? Otóż trudno jest wskazać kontekst tłumaczenia. Dokładniej mówiąc nie tyle trudno jest go wskazać, co DeepL nie bierze go pod uwagę. W związku z tym przygotowane tłumaczenia są pewnego rodzaju "wartością uśrednioną". Sprawa wygląda zupełnie inaczej w przypadku Chat GPT czy Gemini. W moim przypadku zwłasz

Nie wierzcie bloggerom! Jak straciłem niedzielę w 40 stron.

Polak Polakowi wilkiem - mówi stare polskie porzekadło. Wilki niemal wytrzebiliśmy, zastępując je laptopami i innymi cyfrowymi cudami. Watahy nam nie grożą. Zwłaszcza, odkąd jakiś czas temu dorżnięciem postraszył je jeden z ministrów. Największym zagrożeniem są nieodpowiedzialni bloggerzy.   Moja dzisiejsza opowieść będzie momentami niesmaczna. Mimo, iż poświęcam ją polskiej literaturze, osoby z dużą wyobraźnią i wrażliwe na estetykę mogą poczuć ból wykręcanych wnętrzności i smród prostactwa językowego. Odwiedziłem kilka dni temu Empik z myślą, że wesprę polskiego pisarza kilkoma dyszkami. Zaciekawiła mnie książka Katarzyny Michalak zatytułowana "Mistrz". W odróżnieniu od kilku poprzednich, które wziąłem w swoje spragnione kultury dłonie, książka była polecana przez ... polskich bloggerów (a ściślej mówiąc bloggerki). Przyznać muszę, że dla mnie to było coś nowego. Zamiast zachwytów dziennikarzy New York Times'a czy kilku ciepłych słów jakiejś uznanej pisarki wy

Deko handlu czy kilo roboty? Rzecz o współpracy z biurami tłumaczeń

Przeglądając liczna fora branżowe często spotykam się z negatywnymi opiniami dotyczącymi biur tłumaczeń. Zarzuty najczęściej dotyczą problemu prowizji pobieranej przez biura tłumaczeń. Zdarzają się osoby, które posądzają biura o to, że te ostatnie pobierają karygodną prowizję za 'przesyłanie tekstu od klienta do tłumacza i od tłumacza do klienta'. Jest to zarzut zdecydowanie nie na miejscu. Mam wrażenie, że osoby rzucające takie oskarżenia nigdy same nie miały potrzeby lub okazji pozyskiwać klientów w pełni samodzielnie. Nie zdają sobie sprawy z kosztów i czasochłonności procesu pozyskiwania klienta. O czym jeszcze warto wiedzieć? Po pierwsze należy pamiętać o tym, że solidne biuro bierze na siebie lwią część ryzyka w zakresie opóźnionych płatności czy nieuzasadnionych reklamacji. Niejednokrotnie brałem na siebie opisane wcześniej ryzyko. Pod-zlecając wykonanie pracy opłacałem wystawioną przez pod-wykonawcę fakturę a następnie mordowałem się wiele miesięcy walcząc o odz