Przejdź do głównej zawartości

Jak szybko i zgrabnie zaliczyć wpadkę. Z cyklu mini-poradnik dla początkującego tłumacza.


Pierwsze zlecenie powoduje niewątpliwie przyjemne uczucie ekscytacji. Tłumacz otwiera plik i natychmiast zabiera się do pracy tłumaczeniowej, już na wstępie popełniając duży błąd. Jeszcze przed rozpoczęciem pracy należy zapoznać się chociaż pobieżnie z treścią tłumaczonego tekstu. Jest to działanie niezbędne w celu poznania kontekstu dla słownictwa, które padnie naszym wyborem. Mówiąc kolokwialnie, czym innym jest aktyw partyjny a czym innymi aktywa w bilansie spółki. Tłumacz doświadczony, który współpracuje z danym klientem nad kolejnym tekstem danego rodzaju, na przykład częściami składowymi instalacji odpylania odlewni, czasem już po nagłówku doskonale rozpoznaje tekst i bezproblemowo decyduje, jakiego rodzaju słownictwa winien poszukiwać. Natomiast osoba dopiero stawiająca pierwsze kroki w zawodzie, bezwzględnie powinna pobieżnie zapoznać się z tematyką tłumaczenia. Nie zachęcam oczywiście do czytania całości dokumentu, zwłaszcza jeżeli jego objętość sugeruje kilkugodzinną lekturę. Natomiast zdecydowanie warto przeczytać dwie lub trzy pierwsze strony oraz kilka lub kilkanaście akapitów pozostałych stron. W ten sposób tłumacz zyskuje wgląd w temat, z którym przyjdzie mu się mierzyć.
W tym momencie pojawia się kwestia samego przyjęcia zlecenia. Doświadczony tłumacz doskonale zdaje sobie sprawę, że nie jest w stanie poprawnie wykonać tłumaczenia z dowolnej tematyki. Osobiście trzymam się z daleka o tekstów naszpikowanych chemią lub typowych tekstów medycznych. Po prostu są to tematy, na których się kompletnie nie znam. Co więcej, mówiąc żartobliwie, nawet moje oceny na świadectwie maturalnym sugerują, że ta tematyka jest dla mnie zbyt trudna. Wykonując zadanie tłumacz musi zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności za wykonaną pracę. Odpowiedzialność nakazuje nieprzyjmowanie zleceń, których efekt może być katastrofalny z powodu nieznajomości specyfiki branżowej przez tłumacza. Kwestia wydaje się być na tyle oczywista, że nie uznaję potrzeby jej dalszej analizy.
Zdaję sobie sprawę, że powyższe tezy budzą niepokój początkującego tłumacza. W rzeczywistości trudno jest znaleźć tekst, który nie jest w pewien sposób specjalistyczny. Nie zniechęcam nikogo do mierzenia się z tematem dla niego trudnym, ale należy mieć świadomość ryzyka i odpowiedzialności. Duży poziom akceptowalnej jakości finalnego tłumaczenia zapewniają w takiej sytuacji dwa czynniki. Umiejętność szybkiego przyswajania wiedzy przez tłumacza i dostępność wiedzy na dany temat. Przykładowo, dla osoby początkującej przyjęcie zlecenia na tłumaczenie bilansu będzie dużo bezpieczniejsze niż tłumaczenie tematyki nowych na rynku polskim produktów finansowych. W internecie dużo łatwiej znaleźć zarówno elementy składowe bilansu wraz z ich oficjalnym tłumaczeniem, a nawet kompletne przetłumaczone tego typu dokumenty, niż wiadomości na temat skomplikowanych produktów finansowych oferowanych przykładowo jedynie przez kilka funduszy inwestycyjnych. Biorąc pod uwagę, że wiadomość o takim produkcie jest adresowana najprawdopodobniej do wąskiego grona odbiorców, którzy o niebo lepiej orientują się w temacie od tłumacza, wszelkie najdrobniejsze nieścisłości i improwizacje zakończą się odrzuceniem pracy i poczuciem klapy.
Podsumowując krótko, dostając potencjalne zlecenie warto zarezerwować sobie kilkanaście a nawet kilkadziesiąt minut na jego przyjęcie lub odrzucenie. W tym czasie należy zapoznać się z tekstem i odpowiedzieć sobie uczciwie na pytanie, czy tematyka tekstu jest tłumaczowi znana lub czy tłumacz jest w stanie w relatywnie krótkim czasie zapoznać się z podobnymi materiałami. Konsekwencją udzielenia pozytywnej odpowiedzi na ostatnie pytanie jest sprawdzenie, czy takie materiały są dostępne dla tłumacza. Dopiero po wykonaniu wcześniej opisanej ‘analizy’ należy potwierdzić przyjęcie zlecenia.
Przyjmując zlecenie tłumacz musi ocenić jeszcze jeden kluczowy aspekt, jakim jest czas potrzebny na wykonanie zlecenia. W tym względzie nic nie zastąpi doświadczenia tłumacza. Myślę, po analizie licznych dyskusji tłumaczy na branżowych forach internetowych, że przeciętny i doświadczony tłumacz nie tłumaczy więcej niż 10-12 stron tłumaczeniowych dziennie. Za stronę tłumaczeniową przyjmuje się najczęściej 1800 znaków ze spacjami. Czasem tłumacze rozliczani są od słowa. Nieformalnym ‘ekwiwalentem’ strony tłumaczeniowej jest około 250 słów.
Wracając do sprawy, początkującym tłumaczom radzę nie tyle skupiać się na stawce, za którą wykonają zadanie, a na czasie niezbędnym do wykonania pracy. Im dłuższy, tym lepiej dla tłumacza. Zlecenia ekspresowe radzę zostawić bardziej doświadczonym kolegom. Im też czasem należy się wpadka ;)

Komentarze

  1. Sama jestem początkującym tłumaczem. Cieszę się, że trafiłam na Twój blog, na którym można znaleźć tak wiele cennych informacji i porad. Zgadzam się z tezą, że nikt nie jest alfą i omegą. Zawsze znajdą się dziedziny, na których kompletnie się nie znamy. Dlatego też zawsze na początku analizuję sytuację - ocena możliwości jest najważniejsza. Nie należy przeceniać własnych umiejętności.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

  Tłumacz a prompty* W sieci często pada pytanie - czy do tłumaczeń lepszy jest Chat GPT czy może jakieś inne rozwiązanie? Zazwyczaj bardzo szybko znajduje się osoba która do tłumaczeń poleca koniecznie DeepL. Czy jednak z całą pewnością możemy powiedzieć, że to ostatnie jest najlepszym narzędziem tłumaczeniowym pod względem poprawności językowej? Jasne ma swoje zalety. Możemy go zintegrować z oprogramowaniem (np. TRADOS). Bezproblemowo możemy wklejać całe dokumenty do tłumaczenia. Jest jeszcze kilka innych plusów. Natomiast co do jakości tłumaczeń można mieć bardzo często dość spore zastrzeżenia… Wynika to z tego, że sposób komunikacji z DeepL jest zamknięty. Co mam na myśli? Otóż trudno jest wskazać kontekst tłumaczenia. Dokładniej mówiąc nie tyle trudno jest go wskazać, co DeepL nie bierze go pod uwagę. W związku z tym przygotowane tłumaczenia są pewnego rodzaju "wartością uśrednioną". Sprawa wygląda zupełnie inaczej w przypadku Chat GPT czy Gemini. W moim przypadku zwłasz

Nie wierzcie bloggerom! Jak straciłem niedzielę w 40 stron.

Polak Polakowi wilkiem - mówi stare polskie porzekadło. Wilki niemal wytrzebiliśmy, zastępując je laptopami i innymi cyfrowymi cudami. Watahy nam nie grożą. Zwłaszcza, odkąd jakiś czas temu dorżnięciem postraszył je jeden z ministrów. Największym zagrożeniem są nieodpowiedzialni bloggerzy.   Moja dzisiejsza opowieść będzie momentami niesmaczna. Mimo, iż poświęcam ją polskiej literaturze, osoby z dużą wyobraźnią i wrażliwe na estetykę mogą poczuć ból wykręcanych wnętrzności i smród prostactwa językowego. Odwiedziłem kilka dni temu Empik z myślą, że wesprę polskiego pisarza kilkoma dyszkami. Zaciekawiła mnie książka Katarzyny Michalak zatytułowana "Mistrz". W odróżnieniu od kilku poprzednich, które wziąłem w swoje spragnione kultury dłonie, książka była polecana przez ... polskich bloggerów (a ściślej mówiąc bloggerki). Przyznać muszę, że dla mnie to było coś nowego. Zamiast zachwytów dziennikarzy New York Times'a czy kilku ciepłych słów jakiejś uznanej pisarki wy

Deko handlu czy kilo roboty? Rzecz o współpracy z biurami tłumaczeń

Przeglądając liczna fora branżowe często spotykam się z negatywnymi opiniami dotyczącymi biur tłumaczeń. Zarzuty najczęściej dotyczą problemu prowizji pobieranej przez biura tłumaczeń. Zdarzają się osoby, które posądzają biura o to, że te ostatnie pobierają karygodną prowizję za 'przesyłanie tekstu od klienta do tłumacza i od tłumacza do klienta'. Jest to zarzut zdecydowanie nie na miejscu. Mam wrażenie, że osoby rzucające takie oskarżenia nigdy same nie miały potrzeby lub okazji pozyskiwać klientów w pełni samodzielnie. Nie zdają sobie sprawy z kosztów i czasochłonności procesu pozyskiwania klienta. O czym jeszcze warto wiedzieć? Po pierwsze należy pamiętać o tym, że solidne biuro bierze na siebie lwią część ryzyka w zakresie opóźnionych płatności czy nieuzasadnionych reklamacji. Niejednokrotnie brałem na siebie opisane wcześniej ryzyko. Pod-zlecając wykonanie pracy opłacałem wystawioną przez pod-wykonawcę fakturę a następnie mordowałem się wiele miesięcy walcząc o odz