Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2012

Wojewódzki byłby na nie, czyli pięć wad pracy w domu

Praca, którą można wykonywać w domu wydaje się nie mieć żadnych wad (chyba, że ktoś wyjątkowo nie lubi swoich czterech kątów). W powszechnym mniemaniu ten rodzaj pracy cechuje możliwość dowolnego regulowania godzin pracy (w domyśle, nigdy więcej ośmiu godzin dziennie), brak nadzoru (pan kierownik mi ‘lotto’), swobodne decydowanie o dniach wolnych od pracy (odwrócone proporcje, weekend trwa 5 dni a tydzień roboczy skracamy do dwóch) a nawet niczym nieskrępowana możliwość robienia zakupów w godzinach poza godzinami szczytu (co najbardziej doceniamy w okresie okołoświątecznym, gdy do sklepu rzucają świeżego karpia). To wszystko w jakimś stopniu jest rzeczywiście prawdą, ale jak mówi przysłowie, każdy kij ma dwa końce. Po pierwsze , chociaż praca w domu wydaje się być dla zadeklarowanego śpiocha idealna, śpioch musi liczyć się z sytuacją, że stały klient ściągnie go z łóżka o godz. 6.00 rano z dramatyczną prośbą o ekspresowe tłumaczenie. Dla odmiany obudzony tak 'brutalnie' tłu

Jak szybko i zgrabnie zaliczyć wpadkę. Z cyklu mini-poradnik dla początkującego tłumacza.

Pierwsze zlecenie powoduje niewątpliwie przyjemne uczucie ekscytacji. Tłumacz otwiera plik i natychmiast zabiera się do pracy tłumaczeniowej, już na wstępie popełniając duży błąd. Jeszcze przed rozpoczęciem pracy należy zapoznać się chociaż pobieżnie z treścią tłumaczonego tekstu . Jest to działanie niezbędne w celu poznania kontekstu dla słownictwa, które padnie naszym wyborem. Mówiąc kolokwialnie, czym innym jest aktyw partyjny a czym innymi aktywa w bilansie spółki. Tłumacz doświadczony, który współpracuje z danym klientem nad kolejnym tekstem danego rodzaju, na przykład częściami składowymi instalacji odpylania odlewni, czasem już po nagłówku doskonale rozpoznaje tekst i bezproblemowo decyduje, jakiego rodzaju słownictwa winien poszukiwać. Natomiast osoba dopiero stawiająca pierwsze kroki w zawodzie, bezwzględnie powinna pobieżnie zapoznać się z tematyką tłumaczenia. Nie zachęcam oczywiście do czytania całości dokumentu, zwłaszcza jeżeli jego objętość sugeruje kilkugodzinną lektu

Gdy słownik nie wystarcza... czyli kilka słów o codzienności tłumacza. Z cyklu - mini poradnik początkującego tłumacza. Część 2.

Dzisiejsze zmagania będą kontynuacją tematu, który poruszyłem we wpisie z dnia 3 sierpnia 2012. Przypomnę, że rozpocząłem wątek problemu obiegu dokumentów firmie i jego konsekwencji dla tłumacza. Skupiłem się na tym, gdzie warto szukać rozwiązań, gdy nie wystarcza podstawowe narzędzie tłumacza, czyli słownik. Wpis zakończył się pochwałą forów branżowych. Tym razem skoncentruję się na drugim poważnym problemie, z którym często spotykają się tłumacze pisemni, czyli nieprecyzyjności języka lub tekstu. Dobrze będzie posłużyć się przykładem. W raportach finansowych spółek często można zetknąć się przykładowo z mniej więcej takim zdaniem 'do limitów wlicza się odpisy w wysokości xxx PLN’. Banalne z pozoru zdanie może przyprawić o potężny ból głowy. Po pobieżnym ‘śledztwie tłumaczeniowym' każdy tłumacz dowie się, że rzeczone odpisy dzielą się co najmniej na kilka zupełnie osobnych grup, np. na odpisy amortyzacyjne lub odpisy aktualizujące wartość należności. W języku angielskim są

Atak fruciaka, czyli krótka rozprawka nad jakością tekstów w rodzimym języku

Bagatelizowanie jakości tekstów w języku ojczystym, które mają być tłumaczone na język obcy może kosztować tłumacza sporo stresu, wysiłku i nieprzespanych nocy. W tym względzie, nawet osoba z krótkim stażem w pracy tłumacza pisemnego miałaby zapewne bardzo wiele do powiedzenia. Prawdę powiedziawszy, bardzo często mając do czynienia z ‘dziełami’ klientów czuję się jak tytułowy bohater serialu Dr House. Niesforny bohater serialu często pokazywany był, gdy siedząc przed tablicą z wypisanymi symptomami pacjenta odbijał od ściany małą piłeczkę a na jego skroniach skrzyły się krople potu mające chyba w zamyśle reżysera serialu symbolizować wysiłek umysłowy, który wykonuje bohater. Odkąd rozpocząłem przygodę z tłumaczeniami pisemnymi nie ma tygodnia, w którym nie odgrywałbym tej sceny. Wpatrując się w ekran monitora intensywnie zastanawiam się, co autor tekstu w moim rodzimym języku chciałby przekazać światu swoim przesłaniem. Co przeszkodziło fruciakom skanibalizować twist’a? (oryginaln

Gdy słownik nie wystarcza... czyli kilka słów o codzienności tłumacza. Z cyklu - mini poradnik początkującego tłumacza. Część 1

Dzisiaj pozwolę sobie skupić się na podstawowych problemach, które czyhają na niedoświadczonego tłumacza. Jak można się domyślić, najwięcej kłopotów tłumaczom sprawia dobór odpowiedniego słownictwa. W dobie internetowych słowników, glosariuszy, milionów stron internetowych problem wydaje się na pierwszy rzut oka błahy. Nic bardziej mylnego. Czytelnik może to bardzo łatwo sprawdzić. Wystarczy, że dowolnym słowniku polsko-angielskim poszuka wyrażenia ‘dozownik celkowy’. Będzie to wyjątkowe trudne zdanie. Mimo licznych prób i długich minut poszukiwań często nie udaje się znaleźć odpowiednika danego wyrażenia. Sytuacja ta może wynikać z co najmniej dwóch powodów. Tłumacz może mieć do czynienia z wyjątkowo rzadkim wyrażeniem, które być może jest dostępne w bardzo specjalistycznym słowniku. Drugą przyczyną może być fakt, że dane wyrażenie jest najzwyczajniej w świecie wyrażeniem ‘slangowym’. Osoby piszące teksty, z którymi do czynienia mają tłumacze, bardzo często nawet nie zdają sobie spraw

Odezwa do przyszłych tłumaczy, bracia, więcej dystansu do siebie. Cykl mini-poradnika dla początkujących tłumaczy.

Praca tłumacza pisemnego może prowadzić do nerwicy, histerii i depresji. Dlatego, nie każdy człowiek, nawet najlepiej znający język, nadaje się do wykonywania tego zawodu. Z pierwszych dwóch zdań można wywnioskować, że tłumacz musi być osobą bardzo pewną siebie. Jest to prawda, ale tłumacza musi jednocześnie cechować ogromny krytycyzm wobec swojej pracy. Należy podkreślić, że krytycyzm, o którym mowa dotyczy wyników pracy, źródeł, z których tłumacz czerpie wiedzę, porad, które uzyskuje od kolegów po fachu, a nie samego siebie. Rzeczony krytycyzm jest niezbędny do samodoskonalenia się i do poszukiwania nowych rozwiązań. Raz znalezione rozwiązanie niekoniecznie oznacza, że jest najlepsze. Nawet już po oddaniu pracy klientowi, warto po upływie kilku dni czy tygodni wrócić do tłumaczonego tekstu i przyjrzeć się mu jeszcze raz świeżym i krytycznym okiem. Może zdarzyć się tak, że do tekstu wniesie swoje uwagi korektor lub sam klient. Wówczas pierwszym odruchem nie może być zabarykadowani