Przejdź do głównej zawartości

Gdy słownik nie wystarcza... czyli kilka słów o codzienności tłumacza. Z cyklu - mini poradnik początkującego tłumacza. Część 1

Dzisiaj pozwolę sobie skupić się na podstawowych problemach, które czyhają na niedoświadczonego tłumacza. Jak można się domyślić, najwięcej kłopotów tłumaczom sprawia dobór odpowiedniego słownictwa. W dobie internetowych słowników, glosariuszy, milionów stron internetowych problem wydaje się na pierwszy rzut oka błahy. Nic bardziej mylnego. Czytelnik może to bardzo łatwo sprawdzić. Wystarczy, że dowolnym słowniku polsko-angielskim poszuka wyrażenia ‘dozownik celkowy’. Będzie to wyjątkowe trudne zdanie. Mimo licznych prób i długich minut poszukiwań często nie udaje się znaleźć odpowiednika danego wyrażenia. Sytuacja ta może wynikać z co najmniej dwóch powodów. Tłumacz może mieć do czynienia z wyjątkowo rzadkim wyrażeniem, które być może jest dostępne w bardzo specjalistycznym słowniku. Drugą przyczyną może być fakt, że dane wyrażenie jest najzwyczajniej w świecie wyrażeniem ‘slangowym’. Osoby piszące teksty, z którymi do czynienia mają tłumacze, bardzo często nawet nie zdają sobie sprawy, że stosują używany w wąskim gronie slang, a nie, jak sądzą, słownictwo branżowe. Dla tłumaczy jest to poważny i nagminny problem. Tym większy, im większe nagromadzenie takiego slangu w danym dokumencie.
Nie ma sytuacji bez wyjścia. Dostępne rozwiązania zależą często od relacji między tłumaczem i klientem. W idealnej sytuacji, tłumaczymy dokument na bezpośrednie zlecenie klienta. W takiej sytuacji najlepiej poprosić klienta o objaśnienie frapujących nas fraz lub o ich ekwiwalent. Klienci z reguły nie odmawiają współpracy, chociaż proces udzielenia odpowiedzi może zabrać tłumaczowi trochę cennego czasu. Wynika to często z drogi, którą musi przejść nasze zapytanie. Wyżej wskazałem przykład ‘dozownika celkowego'. Trudno wymagać, od sympatycznej ‘pani Basi’ z sekretariatu dużego przedsiębiorstwa, aby to ona udzieliła nam odpowiedzi na to pytanie. ‘Pani Basia’ musi osobiście skontaktować się autorem tekstu lub inną osobą, która jest w stanie udzielić stosownego wyjaśnienia. Tym bardziej należy zadbać, aby pytanie kierowane do osoby docelowej było sformułowane w sposób prosty i nie budzący wątpliwości. Sytuacja jeszcze bardziej komplikuje się, gdy zlecenie otrzymano poprzez biuro tłumaczeń. Logicznie, biuro tłumaczeń musi skontaktować się z ‘panią Basią’, która z kolei… Czas płynie, jeżeli tłumacz dysponuje jego dużą ilością może zająć się innymi sprawami. W przeciwnym razie pozostaje tylko oznaczyć niezrozumiały fragment i tłumaczyć dalszą część tekstu. W tym miejscu warto wspomnieć jeszcze jedną kwestię. W sytuacji, gdy tłumacz nabierze podejrzeń, że w dalszej części tekstu również napotka podobne trudności, zdecydowanie radzę zebrać je razem i ‘hurtowo’ dostarczyć do klienta. To prosta konsekwencja poszanowania czyjegoś czasu. Złe wrażenie robi zasypywanie klienta co pół godziny prośbą o kolejne wyjaśnienie. Nawet, jeżeli wątpliwości, które dręczą tłumacza są absolutnie uzasadnione, klient może dojść do wniosku, że tłumacz jest niekompetentny lub nierozgarnięty. Szanując czas innych tłumacz najzwyczajniej w świecie wystawia sobie dobre świadectwo.
Z praktyki tłumacza wiem, że kontakt z klientem lub biurem tłumaczeń w celu wyjaśnienia wątpliwości nie zawsze jest wystarczający lub skuteczny. Klient może udzielić odpowiedzi, która w żaden sposób nie będzie nam pomocna lub nie udzielić nam jej wcale. W obu tych sytuacjach nie należy doszukiwać się złośliwości lub niekompetencji klienta. Najzwyczajniej w świecie, autor tekstu może być w danym momencie niedostępny, lub klient sam nie jest przekonany, co do znaczenia danego wyrażenia w dokumencie. Na pierwszy rzut oka druga z wskazanych sytuacji może wydawać się absurdalna, należy jednak zdać sobie sprawę, że tłumacz najczęściej nie zna źródła pochodzenia dokumentu. Klient może zlecić tłumaczowi opracowanie dokumentu, który sam pozyskał od swojego kontrahenta. Może nawet wystąpić sytuacja, że klient nawet nie zapoznał się z treścią dokumentu. Niezależnie od sytuacji, irytacja tłumacza jest nie na miejscu i niekonstruktywna. Zdecydowanie lepiej energię poświęcić  na rozwiązanie problemu.
Jeżeli kontakt z klientem okazał się być bezowocny lub niemożliwy, tłumaczowi pozostaje rozszyfrowanie wyrażenia własnymi siłami. Własnymi, ale niekoniecznie samemu. Nieodzownym narzędziem w pracy tłumacza jest korzystanie z zasobów Internetu. Niezależnie od tego, czy tłumacz pracuje we wsi Mazańcowice czy gdzieś na peryferiach Gdańska, ma dostęp zarówno do zasobów Internetu jak również ludzi, którzy każdego dnia tworzą potężne bazy danych, również tych lingwistycznych.
Jednym z najlepszych sposobów rozwiązania problemu językowego jest jego przedstawienie na branżowych forach internetowych. Setki, a może tysiące osób logują się codziennie na forach poszukując odpowiedzi na swoje problemy, jednocześnie pomagając innym kolegom i koleżankom rozwiązywać ich problemy. Zadając pytanie na forach internetowych należy pamiętać o dwóch niezmiernie ważnych kwestiach. Po pierwsze, zadając pytanie o konkretne wyrażenie należy podać dokładny kontekst, w którym się ono pojawia. Do dobrego obyczaju należy także podać swoje propozycje co do tłumaczenia. Z reguły pierwsze odpowiedzi pojawiają się już po kilku minutach lub kilku godzinach niezależnie od pory dnia. W tym miejscu dochodzimy do drugiej ważnej kwestii. Często propozycje mogą być bardzo różne a nawet sprzeczne ze sobą. Do tłumacza należy ich ostateczna ocena. Nawet w sytuacji, gdy ktoś w odpowiedzi sugeruje ewidentną bzdurę, nie wolno takiej osoby krytykować. Pamiętając o kulturze dyskusji, można i należy wnosić wątpliwości, co do udzielonej odpowiedzi, z dala trzymając się od tzw. wycieczek personalnych. - Nigdy nie pal mostów za sobą powtarzała mi moja mama.
Ten szeroki wątek będę kontynuował w następnym wpisie. Serdecznie zachęcam do lektury i dyskusji. 

Komentarze

  1. Zgadzam się z Tobą w 100%. Jak do tej pory jeszcze żaden klient nie odmówił mi współpracy. Ba, czasami są mi wdzięczni za wyłapanie np. błędu rzeczowego. Ubolewam tylko nad tym, że wielu tłumaczy nie umie poprosić o pomoc, z obawy, że klient pomyśli, że są niekompetentni. Moim zdaniem w tej sytuacji nie ma w ogóle mowy o jakiejkolwiek kompromitacji, wręcz przeciwnie możemy zapunktować. Klient zobaczy, że staramy się przetłumaczyć tekst ze zrozumieniem, a jeśli tłumacz wie, co tłumaczy, to odbiorca tekstu zrozumie, co czyta :) Nikt nie jest alfą i omegą w każdej dziedzinie, więc warto a wręcz należy pytać! PS. Dopiero zaczęłam czytać Twojego bloga, a już mi się podoba ;) Widząc po tematach, poruszasz bardzo istotne kwestie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. PS. (2) : apelują o unicestwienie weryfikacji obrazkowej przy dodawaniu komentarzy ;) Ustawienia -> posty i komentarze -> wyłącz weryfikację obrazkową. Precz z tym złem wcielonym ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Weryfikacja unicestwiona. Dziękuję za instrukcję!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nie wierzcie bloggerom! Jak straciłem niedzielę w 40 stron.

Polak Polakowi wilkiem - mówi stare polskie porzekadło. Wilki niemal wytrzebiliśmy, zastępując je laptopami i innymi cyfrowymi cudami. Watahy nam nie grożą. Zwłaszcza, odkąd jakiś czas temu dorżnięciem postraszył je jeden z ministrów. Największym zagrożeniem są nieodpowiedzialni bloggerzy.   Moja dzisiejsza opowieść będzie momentami niesmaczna. Mimo, iż poświęcam ją polskiej literaturze, osoby z dużą wyobraźnią i wrażliwe na estetykę mogą poczuć ból wykręcanych wnętrzności i smród prostactwa językowego. Odwiedziłem kilka dni temu Empik z myślą, że wesprę polskiego pisarza kilkoma dyszkami. Zaciekawiła mnie książka Katarzyny Michalak zatytułowana "Mistrz". W odróżnieniu od kilku poprzednich, które wziąłem w swoje spragnione kultury dłonie, książka była polecana przez ... polskich bloggerów (a ściślej mówiąc bloggerki). Przyznać muszę, że dla mnie to było coś nowego. Zamiast zachwytów dziennikarzy New York Times'a czy kilku ciepłych słów jakiejś uznanej pisarki wy

Próba sił, czyli jak ugryźć próbkę

Po złożeniu oferty do biura tłumaczeń, tłumacz może otrzymać tzw. próbki tłumaczeniowe, mające na celu zweryfikować jego umiejętności. Część tłumaczy odrzuca taki sposób sprawdzania ich umiejętności, zamykając sobie drogę do współpracy z biurem. Dotyczy to zwłaszcza tłumaczy przysięgłych, którzy uważają próbę kontroli ich umiejętności za urągającą. Nie komentując tego faktu zwracam uwagę, że dzięki temu szansę dostają także zupełnie początkujący tłumacze . Próbka próbce nierówna Próbki tłumaczeniowe, to z reguły jeden lub kilka krótkich tekstów o różnej skali trudności, mające wykazać umiejętności tłumacza w danej dziedzinie. W przypadku próbki przysłanej przez wydawnictwo, tekst może być szerszy objętościowo i zawierać nawet kilka stron. Niemniej jednak przestrzegam przed wykonywaniem próbek, które są przykładowo całym rozdziałem książki. Prezentuj broń Próbki są w świecie tłumaczeń normą. Są pewnego rodzaju ‘rozmową kwalifikacyjną’, na której wypada pokazać się od j

Tłumacz na swoim, blaski i cienie prowadzenia działalności gospodarczej

Zdecydowana większość tłumaczy pisemnych pracuje w domu. W Polsce stosunkowo niewiele jest biur tłumaczeń, które zatrudniają tłumaczy w swoich siedzibach. Duża część pracowników biur to po prostu pracownicy administracyjni, którzy de facto zajmują się nadzorowaniem procesu obiegu dokumentów a nie ich tłumaczeniem. Niewielka liczba biur tłumaczeń zatrudniających tłumaczy na tzw. etacie wynika ze specyfiki branży tłumaczeń pisemnych.  Elektroniczny obieg dokumentacji bardzo usprawnia i przyśpiesza proces relacji klient - biuro i biuro – tłumacz. Specyfika poczty elektronicznej powoduje, że w praktyce tyle samo trwa przesłanie dokumentu do pracownika znajdującego się w pomieszczeniu obok, co jego przesłanie z biura zlokalizowanego w Warszawie do tłumacza siedzącego z kawą przy komputerze w Białce Tatrzańskiej. Dość logiczny wydaje się fakt, że biura tłumaczeń chętnie korzystają też z faktu, że nie muszą w związku z tym opłacać czynszu z tytułu wynajmu dużych pomieszczeń biurowych cz