poniedziałek, 18 lutego 2013

Nie wierzcie bloggerom! Jak straciłem niedzielę w 40 stron.


Polak Polakowi wilkiem - mówi stare polskie porzekadło. Wilki niemal wytrzebiliśmy, zastępując je laptopami i innymi cyfrowymi cudami. Watahy nam nie grożą. Zwłaszcza, odkąd jakiś czas temu dorżnięciem postraszył je jeden z ministrów. Największym zagrożeniem są nieodpowiedzialni bloggerzy.  
Moja dzisiejsza opowieść będzie momentami niesmaczna. Mimo, iż poświęcam ją polskiej literaturze, osoby z dużą wyobraźnią i wrażliwe na estetykę mogą poczuć ból wykręcanych wnętrzności i smród prostactwa językowego.

Odwiedziłem kilka dni temu Empik z myślą, że wesprę polskiego pisarza kilkoma dyszkami. Zaciekawiła mnie książka Katarzyny Michalak zatytułowana "Mistrz". W odróżnieniu od kilku poprzednich, które wziąłem w swoje spragnione kultury dłonie, książka była polecana przez ... polskich bloggerów (a ściślej mówiąc bloggerki). Przyznać muszę, że dla mnie to było coś nowego. Zamiast zachwytów dziennikarzy New York Times'a czy kilku ciepłych słów jakiejś uznanej pisarki wymalowanych w zamian za kopertę pod stołem, markentingowcy wydawnictwa kupili mnie i uśpili moją czujność  słowami takich jak ja – prostych czytelników, którzy nad zysk przekładają radość obcowania z wyobraźnią autora powieści. Recenzje zaś nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Michalak to bogini zmysłów i kropka. Zapomnij o Grey’u, który przy Kasi może co najwyżej obierać marchewki. Wrodzona duma narodowa i patriotyzm napuszyły moje wyobrażenia. Polska kontra Grey, 1:0. Za jedyne 36,60.

Bloggerka Sabinka pisze na swoim blogu:

To idealna książka na prezent dla mężczyzny swojego życia, on już na pewno będzie wiedział jak ją wykorzystać - treść znaczy! Z niejednej sypialni zniknie nuda!*

A więc tego chcą kobiety? Czy mogłem się oprzeć takiej zachęcie!
W niedzielne popołudnie, z kotem u stóp i ogniem w kominku zasiadłem do lektury. Wiedząc, że czekają mnie emocje, kubek z gorącą kawą odstawiłem poza bezpośredni zasięg ręki. Obiecywałem sobie wiele, więc pierwszych i ostatnich zarazem 40 stron dosłownie połknąłem w 15 minut.
Autorka od pierwszych wersów szkicuje bohaterów w niezwykle minimalistyczny sposób:

(…) mógłby przysiąc, że pod obcisłą sukienką nie ma majtek, bo stanika nie miała na pewno – po tym wszystkim widać było, że jest urodzoną uwodzicielką, Choć wbrew pozorom, nie dziwką.

Poczułem konsternację. Usiłowałem sobie wytłumaczyć, w jaki sposób brakujące elementy odzieży na rozmowie o pracę mogą świadczyć o tym, że kobieta lubi po prostu czuć się swobodnie. Nie miałem jednak czasu na dłuższe refleksje, bo akcja toczy się wartko i owa ‘wbrew pozorom nie-dziwka' już kilka akapitów dalej zaspakaja potencjalnego szefa oralnie.

Mocne wejście, pomyślałem. Może zbyt mocne. Nie zwykłem skreślać książek po dwóch stronach. Trzymała mnie nadzieja, nadzieja podsycana słowami innej bloggerki, niejakiej Cyrysi:

Tutaj każde słowo, zdanie lub wers jest niczym erupcja emocji, która rozlewa się po całym ciele dając przyjemne ciepło i dreszcz ekscytacji.**

Katarzyna Michalak postanowiła prawdopodobnie wystawić Cyrysię na ciężką próbę. Kilkanaście stron dalej ta sama 'nie-dziwka' (o wdzięcznym imieniu Andżelika) w sielskiej atmosferze i z rozwianym włosem jeździ konno po parku. Najwyraźniej dzień musiał być ciepły, bo spotykając przystojnego dżentelmena również męczącego wierzchowca, daje mu się podejść prostolinijnie wyrażoną miłością do zwierząt:

- Ładna klaczka - zagadnął niskim, przyjemnym barytonem, który trafiał wprost tam.
- Ładny ogier, odparła natychmiast odgarniając z czoła kosmyk włosów.

Mężczyzna ów, o imieniu Vini, zachęcony aprobatą dziewczyny wyrażoną dla jego ogiera, kontynuuje podryw z wątkiem zwierzęcym w tle:

- Masz minę jak kotka na widok tłustej myszy.
Drgnęła, słysząc leciutki francuski akcent. To musi być ten de Luca.
- A pan jak kocur na widok tej kotki.

Ponoć nic nie łączy ludzi tak silnie, jak wspólne pasje. Wie i to Katarzyna Michalak, prezentując w kolejnej odsłonie uroczego dialogu wyrafinowanie i skłonność do dwuznaczności, które cechuje Andżelikę:

- Masz ochotę na … przejażdżkę?
„Oczywiście!” krzyknęła w duchu, ale na głos odparła:
- Moja klacz jest zmęczona. Muszę ….
- Mój ogier za to wypoczęty – wpadł jej w słowo (…)

Gdyby czytelnik ciągle nie dowierzał słowom bloggerki Cyrusi o ‘erupcji wulkanu’, już za ułamek sekundy będzie musiał pokajać się za swoje niedowierzanie:

- Lubisz konie? – Padło następne pytanie, również dwuznaczne.
- Zależy jakie. Chętne, potężne i nie do zajeżdżenia – owszem – odparła.

Istotnie, w tym momencie mój stan ducha przypominał wulkan. Wulkan rozpaczy. Przez ponad trzydzieści lat życia siliłem się, dwoiłem i troiłem, nosiłem kwiaty, pisałem listy, kupowałem czekoladki aby zdobyć kobietę. I nigdy nie wpadłem na to, że po prostu wystarczy pochwalić się dużym ogierem. Chętnym i potężnym. Niestety, następująca za moment scena erotyczna ogranicza się jedynie do maltretowania majtek Andżeliki spoconymi paluchami Vinniego. Wszystkiemu winni mijający ich ludzie, którzy nie dają parze bohaterów rozwinąć skrzydeł. Z całą pewnością Andżelika lubi szersze audytoria, bo nieśmiałe pieszczoty w środku parku nazywa ‘ masakrycznie podniecającymi'.

Przebrnąłem przez Kod Leonarda Da Vinci a swojakowi nie dam szansy? Póki jeszcze sił, póki kawa nie ostygła, postanowiłem trzymać się ostatniej nadziei. Bloggerki – Miłośniczki Książek:

Nie trudno jest napisać pornograficzną książkę. Prawdziwą sztuką jest potrafić zachować tę subtelną granicę, żeby za mocno nie przegiąć, aby erotyk pozostał erotykiem.***

Na ‘moment’ nie musiałem długo czekać. Właściwie trudno na 40 stronach powieści „Mistrz” znaleźć akapit, w którym ktoś komuś czegoś nie wsadza, za jego zgodą lub bez. Jednakowoż domagałem się tej ‘soczystości’, którą zachwalały liczne fanki twórczości Katarzyny Michalak. I doczekałem się.
Jako, że literatura erotyczna dla kobiet jest finezyjna, autorka znakomicie zdaje sobie sprawę, że dla kobiety równie ważna, co sam seks, jest oprawa i atmosfera. A w budowaniu tej ostatniej pani Katarzyna jest mistrzynią. Mistrzynią minimalizmu. Andżela odwiedza Vinniego w pracy. Vini to człowiek sukcesu, więc akcja, proszę mi wierzyć zaczyna się niemal od progu:

- Przecież …. zaspokoiłeś mnie … wtedy … na koniu … - wydyszała
- Ręką. To się nie liczy

Tu Vini bez ceregieli wali Andżelę na biurko. Dalej nie będzie problemu, bo jak uważny czytelnik już wie, dziewuszka majteczek nie nosi:

- Jeeeezuuu, Viniiiii…!!! (może i majtek nie nosi, ale pobożna jest)
– Tylko to była w stanie z siebie wydobyć, podczas, gdy on lizał. Lizał, jak spragniony pies, lizał, jakby to była muszla pełna waniliowych lodów. Lizał tak, jakby za chwilę miał umrzeć z pragnienia, a jej soki były jedynym napojem w zasięgu ust. Lizał łapczywie, zagłębiając język raz po raz, aż do końca, aż po samo dno. Odrywał się, by zaczerpnąć oddech, i powracał do pachnącej piżmem szparki, pieścił łechtaczkę i lizał, ssał, wwiercał język w słodką dziurkę.

I finito, ona oczywiście szczytuje i kolejny raz uznaje go za znakomitego kochanka. W mojej głowie pojawiło się tylko jedno pytanie, zanim odłożyłem książkę. Jakiej, do cholery, rasy musiał być ten pies? Na pewno nie był to husky. Psy tej rasy nie szczękają, ale wyją. A nasza bohaterka …

-Jeeezuuu, dochodzę …. Jeeezuuu, Vini, weź mnie …. Viniii…!!! – zaskomlała (…)

Nie będę już więcej się nad nikim pastwił. Część cytowanych tutaj bloggerek dostaje książki wprost od wydawcy albo autora i czują się zobowiązane do napisania kilku zachęcających słów. Nie wyobrażam sobie, że jakakolwiek kobieta pozwoli wybadać się ginekologicznie na koniu w środku parku tylko dlatego, że ktoś pochwali jej zwierzątko.

Skąd ten wpis na moim blogu, który jak dotąd poświęcony był tylko i wyłącznie różnym aspektom świata tłumaczeń? Otóż pani Michalak z dumą ogłosiła, że "Mistrz" będzie tłumaczony na język angielski. Nie jestem małostkowy i chętnie pomogę pani Katarzynie zaistnieć za granicą. W związku z tym ogłaszam konkurs otwarty. Konkurs polegał będzie na jak najwierniejszym przetłumaczeniu kolejnej króciutkiej sceny erotycznej opisanej ręką pani Michalak na język angielski. Z góry uprzedzam, że kryteria oceny będą subiektywne, acz nagroda cenna. Nagrodą będzie powieść, która rozbudza zmysły ... "Mistrz" autorstwa Katarzyny Michalak. Do dzieła koleżanki i koledzy, do dzieła!:

Jeeezu, jak fantastycznie było wchłonąć go aż po jądra, zanurzyć twarz w czarnych, pachnących piżmem kędziorach.

  *    http://sabinkat1.blogspot.com/2012/10/na-goraco.html
 **   http://cyrysia.blogspot.com/2012/12/miosc-w-cyprze-zamknieta.html
***  http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/11/121-mistrz-katarzyna-michalak.html

23 komentarze:

  1. Śmiałam się, czytając Twój wpis, choć to oczywiście śmiech przez łzy... Zgadzam się, że większości bloggerów piszących o książkach nie stać na obiektywizm albo na odwagę. Sama padłam ich ofiarą. Oj głupia ja głupia...

    OdpowiedzUsuń
  2. hmm..., książkę kupiłam z ogromnej sympatii dla prozy pani Michalak, także nie miałam żadnych zobowiązań wobec wydawnictwa ;) Podobało mi się przede wszystkim to, że "Mistrz" jest zupełnie inny od pozostałych powieści autorstwa pani Michalak, że autorka się odważyła napisać taką książkę. Niektóre, opisane sceny są dosyć zabawne i pewnie w realu mało prawdopodobne, ale to przecież fantazje, nie traktujmy ich aż tak dosłownie ;)
    A tak pozostając przy temacie, czytałeś Greya? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wypraszam sobie. Fakt, że otrzymałam książkę przed innymi osobami nie oznacza, że poczułam się w obowiązku przedstawienia książki w samych superlatywach. Autorkę lubię od bardzo dawna, czego wyrazem jest fakt, że przeczytałam prawie wszystkie książki, które do tej pory wydała. Większość jej książek, które przeczytałam, pochodziła z biblioteki bądź też wymianek, a i tak chwaliłam je, gdyż po prostu do mnie trafiały.
    "Mistrz" jest książką inną niż wszystkie dotąd wydane jej powieści. Owszem. Niektóre sceny są dość ostre, może i wulgarne, jak kto uważa. Ale czy to oznacza, że książka z tego powodu miałaby mi się nie spodobać? Czytał Pan tę książkę pod kątem doznań erotycznych, czy aby zapoznać się z całą historią? Bo to ona jest tutaj najważniejsza, a nie scenki łóżkowe. Są dwie kobiety i każda z nich zupełnie w inny sposób podchodzi do swojej seksualności. Andżelika jest jaka jest i wiele spraw załatwia poprzez łóżko. A że jest dość wyzwolona w tej kwestii? Jej sprawa. Taka bohaterka. Czemu o Soni Pan niczego nie napisał? Zbyt subtelna miłość, żeby w ogóle poświęcić jej parę słów? Mnie sceny z Andżeliką w żadnym wypadku nie zniesmaczały, a uważam się jak najbardziej za wrażliwą na doznania estetyczne kobietę. Czy to od razu o mnie źle świadczy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie fakt.. jak Pan mógł napisać coś o Sonii, skoro zakończył Pan lekturę na 40 stronach... Jak w ogóle można krytykować książkę, której nie przeczytało się do końca?

      Usuń
    2. Zapewniam Panią, że również nie obejrzałem do końca żadnego filmu pornograficznego. Zaś autorka Mistrza najwyraźniej seks pojmuje przez programy przyrodnicze. Konik, kotek, skomlenie. A Sonia? Sonia kocha się subtelnie, "podrzucając lędźwiami niczym dzika kotka" ...

      Usuń
    3. W sumie Miłośniczka Książek napisała wszytko, co sama bym uargumentowała na temat twojego postu.
      Śmiać mi się chce z tego wszystkiego, bo nie wiem, czego spodziewałeś się po erotyku? Może chodziło ci o to, żeby główny bohater nosił przez ponad trzydzieści lat kwiaty, czekoladki, aby zdobyć kobietę? To w takim razie pomyliłeś gatunek literacki.
      Tutaj miało być ostro i namiętnie i tak było. Nic nie musiałam na siłę zachwalać tej książki, ale oczywiście masz prawo wylewać swoje żale. Nie masz natomiast prawa cytować mojej recenzji, gdyż ja to jawnie zabroniłam umieszczając odpowiedni wpis na moim blogu. w tym momencie naruszyłeś moje prawa autorskie nie licząc już tego, że wylewasz na mnie pomyje. Jednym słowem- przykre :-(

      Usuń
    4. Nie przyszło wam do głowy dziewczyny, że może ciut za mało wymagające od pani Katarzyny jesteście? Czy chodziło mi o to, "żeby główny bohater nosił przez ponad trzydzieści lat kwiaty, czekoladki, aby zdobyć kobietę"?. Niekoniecznie, chociaż podążając tym tropem pani Michalak mogłaby zdobyć literackiego Nobla, jak (nie przymierzając!) niejaki Gabriel García Márquez...

      Usuń
    5. Cyrysiu z tego co się orientuje ów cytat pochodzi z okładki książki więc chyba nic w tym dziwnego,że został użyty. Nie rozumiem dlaczego nikt nie potrafi uszanowac odmiennej opinii tutaj tej negatywnej.

      Usuń
    6. A ja powiem, że ten erotyk wcale erotykiem nie był. Takie jest moje zdanie i powiem szczerze, że jeśli autor pisze na swoim blogu, że jest to prawdziwa powieść z pieprzyki, która jest w stanie zgorszyć, to niech taka do jasnej ciasnej będzie. Zawiodłam się i już!

      Usuń
  4. Treść tego wpisu pominę, bo 1. książki nie znam i 2. odnoszę wrażenie, że albo miałeś kiepski dzień, albo nie zrozumiałeś, że takich tekstów nie należy brać całkiem na poważnie. Natomiast pomyślałam, że dam Ci znać o tym, że jako tłumaczka anulowałam moją subskrypcję do Twojego bloga. Nie dlatego, że treści wpisów są nietrafione, a dlatego, że Twoja interpunkcja doprowadza mnie do szału i nie mogę jej znieść. Gramatycznie też mogłoby być lepiej, aczkolwiek nie jest to równie palącym problemem. Jako specjalista od języka powinieneś wiedzieć, że nie stawia się przecinka przed "iż" w "mimo iż", nie podejmuje się "decyzji, co do czegoś", a "decyzję co do czegoś" itp. Poczytaj sobie zasady interpunkcji na stronach PWNu, przyda Ci się to. Mnie też się przydało i chętnie do tego wracam - w końcu język to moje narzędzie pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za twoje uwagi. Znam osobę, która odwołała ślub na kilka dni przed wyznaczoną datą. Przyczyną był list, który otrzymała od narzeczonego, najeżony błędami ortograficznymi. Najwyraźniej tłumaczki są jeszcze bardziej wymagające ;)

      Usuń
  5. A ja uważam, że robisz kawał dobrej roboty. Nawet jeśli raz zboczyłeś z tematu ;) I te minimalne błędy interpunkcyjne (które mogą zdarzyć się każdemu) nie rzutują w ogóle na moje postrzeganie Twojego bloga. Twoje uwagi są trafne i na pewno pomogą niejednemu młodemu tłumaczowi. Kiedyś odwiedzałam fora branżowe, ale więcej było tam uwag odnośnie interpunkcji, ortografii i składni (utrzymanych w złośliwym tonie), niż merytorycznych dyskusji. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wsparcie. Dziewczyna ma rację, jakieś tam błędy interpunkcyjne są. Inna sprawa, że przetrzymała 19 wpisów a poległa na 20, rzecz jasna 'publicznie'...?

      Usuń
    2. Nie bardzo. Zasubskrybowałam ten blog jakieś 5 wpisów temu, przymykając oko na to, co mnie raziło, bo treść wpisów jest na dobrym poziomie (ukłon w Twoją stronę, Dominiku). Po trzech wymiękłam, ale z lenistwa anulowałam subskrypcję dopiero teraz. Dla mnie praca z danym językiem oznacza konieczność zrozumienia gramatyki i pewnych zasad lingwistycznych, a prowadzenie bloga to dla mnie platforma do pokazania, że jeśli ktoś skorzysta z moich usług, nie będzie się tego wstydził (przynajmniej mam taką nadzieję). A że treść moich wpisów także może się komuś do czegoś przydać, to tym lepiej.
      Zawsze drażniła mnie niepoprawna interpunkcja właśnie do tego stopnia, że porzucałam lekturę. Mam tę cechę po ojcu, też tłumaczu.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. W takim razie pisząc o sobie - localisation professional based in the UK zamień 'theorise' na 'theorize'. Niby szczegół, ale w ten sposób zmuszasz co poniektórych do męczącego przymykania oka. Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Ale o co ten szum? Jednym się podoba drugim nie jedni i drudzy mają do tego prawo. Po to piszemy recenzje żeby wyrażać opinię. Jednym zdaniem moi drodzy: tylko spokój może nas uratować:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Życie samo dopisało puentę. Jak właśnie przeczytałem na blogu pani Katarzyny Michalak, bloggera Cyrysia została nagrodzona przez wydawnictwo za recenzję "Mistrza". Dalsza dyskusja w tym względzie wydaje się być zbędna.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zagadzam sie z Pana opinią na temat książki Cieszę się, że w końcu ktoś i to w dodatku mężczyzna odważył napisać wprost co myśli!
    Również zastanawiałam nad rasa psa lecz stwierdziłam,że to porównanie mnie zbyt obrzydza.
    Strach pomyśleć o tłumaczeniu tego fragmentu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wolność słowa Drogie blogerki gwarantuje nam konstytucja, więc Pan ma prawo wypowiedzieć swoje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Książki nie przeczytałam i nie przeczytam, ponieważ nie przepadam za samą autorka z różnych względów. Zapanowała ostatnio moda na erotyki, nie ukrywam, że lubię tego typu literaturę, ale .... no właśnie z dużym ALE ... powinno być miło, powinno być z dreszczykiem na plecach i z motylkami w brzuchu .... a mój mężczyzna po przeczytaniu takiej książki powinien mi spojrzeć w oczy (tym wzrokiem nr 5, z wielkim pożądaniem), powinien uśmiechnąć się i powinien wyszeptać mi do ucha, że chce mnie natychmiast tu i teraz.
    Kwiaty, czekoladki itp .... czego takiego wymagałabym po przeczytaniu romansidła, a nie po erotyku :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ha ha ha ha ha ha! :)
    Dominiku! O seksie na blogu o tłumaczeniach?!... :)
    Świetny wpis :)
    Swoją drogą to zastanawiam się czy nie pójść za ciosem i nie zacząć pisać o czymś bardziej chwytliwym jak tłumaczenia ;p A sex sprzedaje się świetnie, jak widać ...

    OdpowiedzUsuń
  12. Uważam, że Pana wpis jest świetny! Niezwykle trafny i jednocześnie taktowny wobec cytowanych nieszczęsnych pseudopornograficznych wypocin.

    Zdecydowanie jestem za czekoladkami i kwiatkami:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Widać, że moda na Greya przeradza się na podobne dzieła tworzone w celu sprzedaży. Jest popyt na tego typu książki więc będą powstawać. Autorzy czują na czym mogą zarobić. Kiedyś był szał na Dana Browna i Coelho. Przeżyjemy i to. To w ogóle pierwszy wpis na Pana blogu jaki przeczytałam i muszę powiedzieć, że "it made my day" :)

    OdpowiedzUsuń