Przejdź do głównej zawartości

Korektorzy w biurach tłumaczeń. Dogmaty i świętości

Poprzednio skupiłem się na temacie próbek. Konsekwentnie, warto wspomnieć w kilku słowach tych, którzy owe próbki poddają surowej ocenie. 

Liczne biura tłumaczeń działające w Polsce wypracowały jeszcze liczniejsze procedury obsługi dostarczonego do nich przetłumaczonego dokumentu. Niektóre z nich zatrudniają tzw. korektorów, których zadaniem jest ocena poprawności merytoryczno-stylistycznej i wizualnej pracy tłumacza. Część biur uznaje racje korektora za ostateczne. Religijną niemal czcią otacza się tzw. native speakerów. Zdanie – ‘nasz native speaker twierdzi’ (i tu pada konkretne twierdzenie) ma w zamyśle zniechęcić tłumacza do dyskusji i zmusić go do wyrażania skruchy. Zdarzają się jednak i takie biura, które zatrudniają korektorów faktycznie w celu dostarczania klientom dobrze przetłumaczonych dokumentów. Korektorzy wówczas po prostu współpracują z tłumaczem nie siląc się na złośliwości czy bzdurne zmiany mające w zamyśle podkreślić ich niepodważalną wiedzę. 

Korektor może odesłać tekst do tłumacza z naniesionymi uwagami i prośbą o ustosunkowanie się do nich. Jest to typowa procedura świadcząca o tym, że biuro poważnie podchodzi do swoich zobowiązań wobec klienta. Współpraca tak podchodzącego do swojej pracy korektora z tłumaczem może być wyjątkowo owocna i pożyteczna dla tłumacza, zwłaszcza, jeżeli korektor jest tłumaczem z wieloletnim stażem lub specjalistą w danej dziedzinie. 

Znacznie częściej tłumacz otrzymuje jedynie do wglądu skorygowany przez korektora tekst. W takiej sytuacji warto zapoznać się z naniesionymi zmianami i wyciągnąć z nich wnioski. Najczęściej, jeżeli tekst po korekcie dostarczany jest bez żadnych dodatkowych uwag, dokonana korekta jest nieznaczna i dotyczy raczej drobnych poprawek stylistycznych. W swoim zamierzeniu naniesione drobne poprawki mają po prostu wskazać, że korektor zapoznał się dokładnie z tekstem poświęcając mu stosowną ilość czasu. Jeżeli jednak naniesione zmiany są ‘gruntowne’, zdecydowanie należy się z nimi zapoznać i wyrazić swoją opinię (jeżeli procedury w danym biurze dopuszczają takie działanie). Może się zdarzyć, że korektor z różnych przyczyn wykonał korektę ‘na siłę’ wypaczając znaczenie części tekstu, lub wykonał korektę z podobnym skutkiem bez zapoznawania się z tekstem źródłowym itp. W razie konfliktu podstawą jest zawsze (i wszędzie) rzeczowość dyskusji i konkretna argumentacja oparta na źródłach, które są ogólnie dostępne. 

Problemem, który warto wspomnieć, jest zatrudnianie studentów na stanowisku korektorów. Prawdopodobnie osoby zarządzające takimi biurami wychodzą z założenia, że sam fakt zapoznania się przez drugą osobę z efektami wykonanej pracy jest wystarczającą podstawą do przekonania o nienagannej jakości dokumentu dostarczanego do klienta. Niestety, w rzeczywistości niedoświadczeni korektorzy popełniają ewidentne błędy. Dyskusja jest raczej niemożliwa.  Takie osoby uznają, że zajmowane przez nich stanowisko zapewnia im nieomylność. Swoje obowiązki wypełniają gorliwiej niż pracownicy ochrony w pierwszym tygodniu pracy. 

Dogmat o nieomylności papieża i native speakera

Pamiętam sytuację, gdy moje tłumaczenie zakwestionował native speaker. Przy słowie sand blasting (piaskowanie) napisał, że takie wyrażenie po prostu nie istnieje. Podobnie zakwestionowano w mojej pracy inne zastosowane przeze mnie słownictwo. Dla wyjaśnienia sprawy wystarczyło podanie kilku linków do słowników renomowanych wydawnictw dostępnych w sieci. Fakt, że native speaker nie znał podstawowego słownictwa branżowego może bulwersować. Tym bardziej, że takie osoby są zazwyczaj traktowane przez biura / klientów za nieomylne. To dość ciekawe podejście. Przecież polski piłkarz też jest native speakerem. Ilu polskim piłkarzom ktokolwiek powierzyłby tekst do korekty? Dlaczego więc mamy padać na kolana przed farmerami z Wisconsin? 

Nie należy wpadać w panikę, gdy jakość pracy wykonanej przez tłumacza podważa native speaker czy ktokolwiek inny. Jeżeli tłumaczenie oparte jest na solidnych i merytorycznych podstawach, tłumacz ma prawo argumentować za swoimi racjami niezależnie od tego, kto znajduje się po drugiej stronie monitora.

Podczas współpracy z ludźmi dobrze sprawdza się znana z kodeksu drogowego zasada 'ograniczonego zaufania'. W mojej praktyce zawodowej zdarzyło mi się doświadczyć sytuacji, że korektor samowolnie i bez żadnych konsultacji ze mną nanosił poprawki na wykonane przez mnie prace. Sprawa wyszła na jaw. Tekst, w który ingerował korektor bez żadnych konsultacji, był przedmiotem reklamacji. Ze zdziwieniem zauważyłem, że fragmenty, które klient uznał za wadliwe różniły się od tekstu, który wysłałem do biura tłumaczeń (przypominam o konieczności prowadzenia archiwum). Dopiero rozmowa telefoniczna z właścicielem biura i bezpośrednia wymiana korespondencji uświadomiła pracodawcy korektora, że dał niedoświadczonej osobie zbyt duże pole do popisu. 

W tym miejscu został poruszony istotny wątek. Drogą poczty elektronicznej nie da się rozwiązać wszystkich problemów. Nie należy unikać bezpośredniej rozmowy z biurem / klientem. Zamiast ‘odbijać piłeczkę’ prowadząc rozległą korespondencję z często anonimową osobą po drugiej stronie monitora warto rozważyć bezpośredni kontakt z przełożonym tej osoby. Spokojna i szczera rozmowa pozbawiona zabarwienia emocjonalnego wzmacnia pozycję tłumacza wobec klienta / biura. Jakkolwiek by to nie brzmiało, poczta elektroniczna odbiera korespondującym w ten sposób ludziom 'osobowość’. Rozmowa telefoniczna uświadamia partnera, że ma do czynienia z żywym człowiekiem, który ma swoje racje i sposób ich przedstawiania.


Komentarze

  1. Miałam kiedyś bardzo przyjemny kontakt z korektorem. To było przy tłumaczeniu mojego pierwszego w życiu patentu. Moje BT z optymizmem podjęło się tłumaczenia, przekonując klienta, że ma doświadczenie w tłumaczeniu takich dokumentów. Oczywiście korektor zorientował się, że wcześniej nie tłumaczyłam patentów, ale elegancko napisał, że to widać i po prostu pokazał jakie błędy były zrobione i jak należy je poprawić :) Byłam dumna, ponieważ do tłumaczenia nie było uwag merytorycznych ale same techniczne.
    To był chyba najbardziej udany pierwszy raz w moim życiu! ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie każdemu życzymy równie wspaniałych wspomnień swojego pierwszego razu (z patentem) ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Native speaker przydawał mi się, jak byłam w szkole średniej i uczyłam się języka ogólnego. Gdy natomiast tłumaczyłam z niemieckiego tekst o izolacjach dachowych, to "Dachbahn" brzmiał dla niego jak "kolejka dachowa". Z Polakami jeszcze gorzej. Jak użyję w rozmowie skrótu "PVC", to odruchowo poprawiają mnie na "PCV". Ale to wciąż nie czyni tego skrótu poprawnym...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nie wierzcie bloggerom! Jak straciłem niedzielę w 40 stron.

Polak Polakowi wilkiem - mówi stare polskie porzekadło. Wilki niemal wytrzebiliśmy, zastępując je laptopami i innymi cyfrowymi cudami. Watahy nam nie grożą. Zwłaszcza, odkąd jakiś czas temu dorżnięciem postraszył je jeden z ministrów. Największym zagrożeniem są nieodpowiedzialni bloggerzy.   Moja dzisiejsza opowieść będzie momentami niesmaczna. Mimo, iż poświęcam ją polskiej literaturze, osoby z dużą wyobraźnią i wrażliwe na estetykę mogą poczuć ból wykręcanych wnętrzności i smród prostactwa językowego. Odwiedziłem kilka dni temu Empik z myślą, że wesprę polskiego pisarza kilkoma dyszkami. Zaciekawiła mnie książka Katarzyny Michalak zatytułowana "Mistrz". W odróżnieniu od kilku poprzednich, które wziąłem w swoje spragnione kultury dłonie, książka była polecana przez ... polskich bloggerów (a ściślej mówiąc bloggerki). Przyznać muszę, że dla mnie to było coś nowego. Zamiast zachwytów dziennikarzy New York Times'a czy kilku ciepłych słów jakiejś uznanej pisarki wy

Próba sił, czyli jak ugryźć próbkę

Po złożeniu oferty do biura tłumaczeń, tłumacz może otrzymać tzw. próbki tłumaczeniowe, mające na celu zweryfikować jego umiejętności. Część tłumaczy odrzuca taki sposób sprawdzania ich umiejętności, zamykając sobie drogę do współpracy z biurem. Dotyczy to zwłaszcza tłumaczy przysięgłych, którzy uważają próbę kontroli ich umiejętności za urągającą. Nie komentując tego faktu zwracam uwagę, że dzięki temu szansę dostają także zupełnie początkujący tłumacze . Próbka próbce nierówna Próbki tłumaczeniowe, to z reguły jeden lub kilka krótkich tekstów o różnej skali trudności, mające wykazać umiejętności tłumacza w danej dziedzinie. W przypadku próbki przysłanej przez wydawnictwo, tekst może być szerszy objętościowo i zawierać nawet kilka stron. Niemniej jednak przestrzegam przed wykonywaniem próbek, które są przykładowo całym rozdziałem książki. Prezentuj broń Próbki są w świecie tłumaczeń normą. Są pewnego rodzaju ‘rozmową kwalifikacyjną’, na której wypada pokazać się od j

Tłumacz na swoim, blaski i cienie prowadzenia działalności gospodarczej

Zdecydowana większość tłumaczy pisemnych pracuje w domu. W Polsce stosunkowo niewiele jest biur tłumaczeń, które zatrudniają tłumaczy w swoich siedzibach. Duża część pracowników biur to po prostu pracownicy administracyjni, którzy de facto zajmują się nadzorowaniem procesu obiegu dokumentów a nie ich tłumaczeniem. Niewielka liczba biur tłumaczeń zatrudniających tłumaczy na tzw. etacie wynika ze specyfiki branży tłumaczeń pisemnych.  Elektroniczny obieg dokumentacji bardzo usprawnia i przyśpiesza proces relacji klient - biuro i biuro – tłumacz. Specyfika poczty elektronicznej powoduje, że w praktyce tyle samo trwa przesłanie dokumentu do pracownika znajdującego się w pomieszczeniu obok, co jego przesłanie z biura zlokalizowanego w Warszawie do tłumacza siedzącego z kawą przy komputerze w Białce Tatrzańskiej. Dość logiczny wydaje się fakt, że biura tłumaczeń chętnie korzystają też z faktu, że nie muszą w związku z tym opłacać czynszu z tytułu wynajmu dużych pomieszczeń biurowych cz